W okresie Wielkiego Postu wierni wezwani są do zerwania z grzechem i pogłębienia swojej relacji z Bogiem. Na progu tego czasu pokuty w dniach 21-25 lutego odbyły się w naszym seminarium rekolekcje wielkopostne; nauki rekolekcyjne wygłaszał ks. Marek Adamczyk, rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Radomiu. Wykorzystując swoje doświadczenie duszpasterskie nabyte podczas posługi na parafii i współpracy z alumnami oraz odwołując się do wiedzy zdobytej w trakcie studiów socjologicznych, wskazywał nam drogę do budowania właściwej relacji z Bogiem i z ludźmi.

Rekolekcjonista przyjął za punkt wyjścia temat modlitwy, wskazując na środki pomocne w rozwijaniu życia duchowego i czynniki, które mogą mu stać na przeszkodzie:

„Cechą wspólną wielu udanych i trwałych małżeństw jest to, że małżonkowie lubią ze sobą ’gadać’. Że nawet po wielu latach związku nie są zmęczeni swoim towarzystwem, że stale mają ochotę dzielić się ze sobą swoimi przeżyciami, odczuciami. Warto się zastanowić, jak wygląda moje 'gadanie’ z Jezusem. Czy jest ono zażyłe, otwarte, czy modlitwa nie jest dla mnie czynnością wymuszoną? Spójrzmy na Janowy opis uczty w Betanii. Jest ona obrazem Nieba. Przebywa tam Jezus, Łazarz (który był umarły, a żyje), panuje radość i poczucie triumfu. Jest tam jednak także Judasz, który nie odczuwa radości. Złości go uczczenie Jezusa, uważa namaszczenie stóp Chrystusa za marnotrawstwo (por. J 12, 1-7). Podobnie jest z człowiekiem, dla którego modlitwa jest obciążeniem, który uważa przebywanie w pobliżu Boga za stratę czasu. Spójrzmy na inny przykład, gdy Jezus gościł w Betanii w domu Marty. Zauważmy, ewangelista mówi o „domu Marty” (Łk 10, 38). Marta jednak jest nieobecna przy swoim Gościu, zamiast tego krząta się w domu, a nawet próbuje odciągnąć swoją siostrę Marię od słuchania Jezusa (Łk 10, 40). Marta stanowi obrazowy przykład osoby pozbawionej życia duchowego, którą rządzi lęk i niepokój. Również i ja, jeżeli nie mam tego ukojenia płynącego z relacji z Jezusem, będę we władaniu niepokoju naszych czasów.

Modlitwa jest jednak bardzo trudna (o ile w ogóle możliwa) bez wewnętrznego wyciszenia. Czynnikiem, który szczególnie utrudnia jego osiągnięcie, są często współczesne media. Jako socjolog dostrzegam niebezpieczeństwa, jakie niosą ze sobą dzisiejsze środki przekazu. Zmieniają one nie tylko nasze myślenie (z analitycznego, szukającego powiązań między przyczyną i skutkiem, na bierne zbieranie doznań) ale także przekształcają nawyki (uzależniamy się od bodźców dostarczanych przez media, co skutkuje przebodźcowaniem i niemożliwością skupienia się). Odpowiedzią na taki stan rzeczy jest asceza. Odmawiam sobie pewnych doznań, rezygnuję z dawnych zwyczajów, ponieważ widzę, że utrudniają mi dostęp do czegoś lepszego, doskonalszego. Myślę, że tak właśnie należy pojmować podejmowanie wyrzeczeń: nie jako rezygnację z czegoś mi drogiego, lecz jako środek do zdobycia czegoś cennego. Ostatecznie nie jest to 'gra w ciemno’. Wiemy, do czego dążymy, podobnie jak człowiek z przypowieści, który wiedział o zakopanym skarbie już przed zakupem pola (por. Mt 13, 44). Wyciszenie polega również na tym, że w czasie modlitwy nie skupiam się na sobie, na kontemplowaniu swoich problemów. Modlitwa powinna być zawsze szukaniem obecności Pana Boga. Ważniejsze zaś od tego co wiem i czego dowiem się o Bogu jest to, co od Niego usłyszę.

Zażyłość z Bogiem skutkuje tym, że możemy ’usłyszeć’ Jego 'głos’. Że możemy odczytywać Jego wskazania odnośnie do naszego życia, rozpoznawać, że w danej chwili daje nam natchnienie do spełnienia dobrego uczynku. Pomocne jest tutaj czytanie i kontemplowanie Pisma Świętego. Niektórzy mają w zwyczaju otwierać Biblię w przypadkowym miejscu i traktować pierwszy napotkany tekst jako przesłanie od Boga. Jest to praktyka błędna, wynikająca z traktowania Słowa Bożego jako wróżbiarskiego akcesorium. Praktyka chrześcijańska powinna być inna. Należy przeczytać i przemodlić Biblię jako całość, aby przyswoić sobie sposób mówienia i myślenia Pana Boga. Tu sprawdzają się słowa Jezusa: [Pasterz] staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają (J 10, 4).

Bez ascezy niemożliwa jest walka z nałogami. Oczywiście, sam temat dokonywania wyrzeczeń prowokuje do pytań o ludzką wolność. Czy kiedy podążam za potrzebą chwili, jestem wolnym człowiekiem? Czy wyrzekanie się czegoś, co lubię, nie pozbawia mnie autentyczności? To pytanie można postawić inaczej. Wyobraźmy obie męża, który posprzeczał się z żoną i odczuwa wobec niej złość. Miał zaś w zwyczaju, aby każdego dnia po powrocie z pracy przytulić ją i czule zapytać o to, jak minął dzień. Czy ten człowiek będzie bardziej wolny i autentyczny, gdy postąpi tak, jak zwykle, czy też wówczas, gdy jawnie będzie okazywał gniew? Śmiem twierdzić, że w pierwszym przypadku. Okazuje on wówczas wierność swoim ideałom, swojej przysiędze małżeńskiej, swoim założeniom co do tego, jak powinien wyglądać ich związek. Oto sens przezwyciężania samego siebie”.

Ksiądz rektor omówił także problem acedii, czyli znużenia duchowego, jego przyczyn i środków zaradczych:

„Piotr pytał Jezusa o to, co Apostołowie otrzymają w zamian za porzucenie dawnego życia i pójście za Nim (por. Mt 19, 27-30). Może nas zaskakiwać to pytanie. Chrystus mógłby odpowiedzieć: czy to wam mało, że działamy razem, że jesteście ze Mną, że nauczacie, że w moje Imię czynicie cuda?

Człowiek może wprawdzie pójść za Jezusem, oddać mu swoje życie, a jednak ciągle narzekać. Kwestionować to, w jakich warunkach przyszło mu działać, to, co przynosi dzień. Jan Paweł II określił, w moim odczuciu bardzo trafnie, czym jest acedia: smutek z powodu tego, że dobro jest trudne. Papież Franciszek mówi w podobnym duchu, że każdego dnia szatan kusi nas do smutku. Pomyślmy o tym, czy nie nosimy w sobie takiego smutku – a jeśli tak, musimy mu przeciwdziałać. Możemy w sobie nosić gorycz z powodu niespełnionych ambicji, z powodu licznych obowiązków, z powodu tego, że życie układa nam się inaczej niż zaplanowaliśmy. Zabiegajmy o to, aby czerpać radość i spełnienie z działania w takich obszarach i okolicznościach, jakie są nam dostępne. Aby nasz codzienny trud nie był ciężarem ponoszonym z konieczności, ale darem składanym Bogu i bliźnim, zgodnie ze słowami świętego Pawła: radosnego dawcę miłuje Bóg (2 Kor 9, 7). Pamiętajmy o słowach ks. Józefa Tischnera: w każdej chwili swego życia wybieramy między życiem dziękczynieniem, a życiem pretensją.

W kolejnych konferencjach ks. Adamczyk opowiedział o sposobach budowania relacji z ludźmi, zarówno w kontekście życia parafialnego, jak i rodzinnego:

„Czytając Ewangelię widzimy, że Jezus często wchodził w dialogi z ludźmi. Z najróżniejszymi osobami, często napiętnowanymi społecznie lub noszącymi w sobie jakieś urazy. Spójrzmy na sposób, w jaki Jezus z nimi rozmawia. Gdy spotyka – na przykład – swoich uczniów idących do Emaus, najpierw pozwala opowiedzieć im o swoim bólu, o swoich zawiedzionych nadziejach; zadaje im pytania, by zachęcić ich do mówienia. Dopiero potem daje im pouczenia – a wówczas rozpalają się ich serca (zob. Łk 24, 13-32). Nieco podobny schemat zauważamy w rozmowie Jezusa z Samarytanką (J 4, 1-26). Jezus w trakcie swej działalności wypełniał pewne braki w życiu ludzi, których spotykał. Spójrzmy na cud rozmnożenia chleba. To coś więcej, niż miły gest i spektakularny znak ze strony Chrystusa. Ludzie żyjący wówczas często naprawdę nie mieli co jeść. Jeśli Jezus, jako cieśla, nie miał wiele, to jednak z pewnością było wielu biedniejszych od Niego. To, że współcześnie w naszej części świata głód nie jest zagrożeniem, nie oznacza, że nie istnieją inne deficyty. Poprzez ich zaspokajanie możemy pokazywać innym Boga. Myślę że deficytem czasu obecnego jest potrzeba bycia wysłuchanym.

Zaskoczyło mnie, jak często ludzie są mi wdzięczni za coś, czego nie podejrzewałem – nie za kazania i pouczenia, ale za to, że byli przeze mnie wysłuchani. Że mogli mi się zwierzyć, opowiedzieć o swoich strapieniach, niekiedy nawet nie oczekując gotowych rozwiązań, pragnąc jedynie towarzyszenia im w trudnej sytuacji. Umiejętność słuchania jest tą sprawnością, o której często zapominamy. Chętnie oceniamy postawy i zachowania, lubimy dawać pouczenia. Może się z czasem okazać, że idziemy przez życie jak gdyby z czerwonym długopisem, wskazując błędy w czyimś postępowaniu – słusznie lub nie. Warto się zastanowić, dlaczego to robimy. Czy nie jest tak, że krytykujemy kogoś, by bez wysiłku poczuć się lepszym człowiekiem? Upomnienie powinno zawsze wypływać z miłości, nigdy z chęci upokorzenia. Zwłaszcza dyskutując o Bogu nie wystarczy podawanie argumentów. Musimy rozważyć, z jakimi uczuciami, z jakim nastawieniem pozostawiamy adwersarza. Czy doświadczył życzliwej rozmowy, w której druga strona wykazywała chęć zrozumienia jego stanowiska?”

Nie zabrakło również omówienia tematów trudnych, takich jak odejścia z kapłaństwa, czy zwykła wzajemna niechęć, jaka się zdarza wśród księży. Ks. rektor wskazywał na źródła problemów i podpowiadał, jak można im przeciwdziałać. Mieliśmy także okazję na anonimowe zadawanie nurtujących nas pytań, na które ks. Adamczyk odpowiadał podczas osobnego spotkania w ostatnim dniu rekolekcji.

Zwieńczeniem czasu rekolekcyjnego była uroczysta Msza święta, której przewodniczył ksiądz rekolekcjonista. W swojej homilii, dotyczącej powołania Lewiego (Łk 5, 27-32), raz jeszcze nawiązał do potrzeby budowania relacji opartych na miłości:

„Przyjrzyjmy się tej szczególnej scenie, którą w mistrzowski sposób przedstawił Caravaggio na swym słynnym obrazie. Lewi był celnikiem, grzesznikiem z punktu widzenia Żydów. Na co dzień zapewne spotykał się ze spojrzeniami wzgardy i potępienia. Jezus obdarzył go spojrzeniem życzliwym i miłosiernym. Z Ewangelii nie wiadomo nam nic o poprzednich kontaktach Lewiego z Jezusem, w toku narracji wygląda to tak, jakby samo wezwanie Chrystusa wystarczyło, by poborca cła zaczął życie na nowo.

Miłość wobec drugiego człowieka uskutecznia nauczanie. Nie można prowadzić ludzi ku Bogu nie okazując im życzliwości. Znam pewnego księdza, który ma imponującą zdolność nawiązywania kontaktu i współpracy z trudną młodzieżą. Gdy spytałem go, jak mu się to udaje, odpowiedział: W każdym podopiecznym staram się znaleźć jedną dobrą rzecz, jakąś pozytywną cechę lub zdolność. Następnie skupiam na niej jego uwagę, pomagam mu ją rozwijać, tak, że wspierając go we wzrastaniu w jednej dziedzinie życia, pomagam mu zmieniać się na lepsze pod innymi względami; z czasem staje się on lepszym człowiekiem”.

Ufamy, że ten czas modlitwy i wyciszenia oraz wysłuchane nauki będą dla nas pomocne we właściwym przeżyciu postu i pogłębianiu swojego życia duchowego oraz relacji międzyludzkich.

al. Michał Ciszek